W czwartek Parlament Europejski ma wyznaczyć kierunek Wspólnej
Polityki Rolnej na lata 2014-20. Minister rolnictwa Marek Sawicki: -
Proponowane rozwiązania są niekorzystne dla Polski.
W Brukseli zderzą się zwolennicy różnych wizji rozwoju rolnictwa, być
może zażarta dyskusja będzie się też toczyć między polskimi
europarlamentarzystami. Dla Polski każda debata nad WPR jest sprawą
życia i śmierci - od 2004 r. na rolnictwo dostaliśmy już ponad 100 mld
zł.
Pretekstem do debaty jest raport niemieckiego
europosła Alberta Dessa. Nie zakłada on większych zmian w obecnej
polityce rolnej. Budżet na WPR ma zostać utrzymany na obecnym poziomie
(413 mld euro, czyli ok. 40 proc. budżetu unijnego), dopłaty dla
rolników mają być bardziej "sprawiedliwe", poszczególne państwa Unii nie
będą mogły wspierać dodatkowo swoich rolników, a jednym z głównych
celów stają się ochrona środowiska i obszarów wiejskich.
Do pierwszej wersji raportu parlamentarzyści zaproponowali ponad tysiąc
poprawek. Według jednych świadczy to o jego słabości. Inni twierdzą, że
to pokazuje, jak ważna jest dla Unii przyszłość WPR. Z informacji
"Gazety" wynika, że europarlament poprze raport, choć nie podoba się
polskiemu rządowi i niektórym naszym europosłom.
-
Niestety, nie stać było pana Dessa na obiektywny, reformatorski raport.
Zawarte w nim propozycje mają charakter zachowawczy, a rolnictwo
europejskie potrzebuje impulsów do rozwoju - mówi "Gazecie" minister
rolnictwa Marek Sawicki. - Jeśli przyszłość WPR będzie taka jak w raporcie Dessa, to zabraknie nam konkurencyjności, innowacji.
Ministrowi najbardziej nie podoba się, że raport nie uwzględnia
naszej propozycji zrównania dopłat, jakie otrzymują unijni rolnicy.
Teraz są one różne w różnych krajach, bo zależą od tzw.
historycznych plonów. W 2004 r., kiedy Polska wchodziła do Unii, dopłaty
wyliczono na podstawie plonów, jakie rolnicy zbierali w poprzednich
latach. Dla Polski, gdzie rolnictwo po latach PRL było na niskim
poziomie, wyliczenie nie było korzystne. Dla rolników ze starej Unii,
którzy po latach dopłat do produkcji wytwarzali tony żywności,
przelicznik wypadł korzystniej.
I tak w 2013 r. polski
rolnik będzie otrzymywał 197 euro na hektar, niemiecki 346, holenderski
469, rumuński 118, a portugalski 174 euro.
Różnice? Tylko w dodatkach
Z tym, że dopłaty muszą zostać, zgadzają się wszyscy. To, że
trzeba zmienić sposób ustalania ich wysokości, też nie budzi większych
kontrowersji. Problem w tym, jak to zrobić. Według Polski idealnym
rozwiązaniem byłaby taka sama stawka bazowa dla całej Unii, z tym, że
niektórzy rolnicy, np. ci z terenów o niekorzystnych warunkach
gospodarowania, dostawaliby dodatkowe dopłaty. Druga dodatkowa dopłata
przysługiwałaby gospodarstwom z terenów, gdzie, ze względu na ochronę
przyrody, ograniczone są możliwości inwestowania. Zwolennicy tego
pomysłu powtarzają, że koszty produkcji rolnej w krajach unijnych są do
siebie zbliżone, a większe są tylko tam, gdzie są trudniejsze warunki
przyrodnicze.
- Musimy znaleźć obiektywne kryteria wyliczania dopłat, zamiast historycznych - mówi Sawicki.
Ale z Sawickim zgadzają się nie wszyscy polscy europosłowe. Za
raportem Dessa zagłosuje Wojciech Olejniczak (SLD). Partyjny kolega
Sawickiego, europoseł Czesław Siekierski też dostrzega racje zachodnich
rolników. - Słowa o szukaniu obiektywnych kryteriów ładnie brzmią, ale
na to potrzeba czasu. Unijni rolnicy wiedzą, jaki jest system, porobili
pod niego inwestycje. Nie możemy nagle powiedzieć im: za rok zmieniamy
wszystkie zasady - mówi Siekierski.
A Dess nie chce
szybkich zmian. Mówi o zmianie systemu na sprawiedliwy, czyli
spłaszczeniu różnic w dopłatach między krajami. Chce zrezygnować z
historycznych wartości plonów, ale stopniowo.
- Dess kręci. Jego propozycja to jakaś nowomowa państw zachodnich - oburza się Sawicki.
Europoseł Jarosław Kalinowski (PSL) tłumaczy, że na takim
spłaszczeniu Polska nic nie zyska. - Raport przyjmuje minimalne dopłaty w
wysokości 180 euro na hektar. Jeśli tak miałoby być, to trzeba
podwyższyć dopłaty krajom, które teraz mają mniej niż te 180, a więc
krajom bałtyckim. Ci, co mają najwięcej - Dania, Holandia, Niemcy -
musieliby oddać po ok. 20 euro - wyjaśnia.
- Tutaj chodzi
o naprawdę duże pieniądze, rzędu 70 mld zł. Tyle nasi rolnicy by
zyskali, gdybyśmy w latach 2014-20 dostawali takie dopłaty jak farmerzy
niemieccy - mówi europoseł Janusz Wojciechowski (PiS), zwolennik
zrównania dopłat.
Sporne ekorolnictwo
Kolejnym zarzutem strony polskiej jest "zazielenienie" raportu.
Niemiecki poseł chce, aby dopłaty bezpośrednie dostawali tylko "rolnicy
aktywni", którzy przykładają się do ochrony środowiska. To z jednej
strony miałoby być zabezpieczeniem przed "rolnikami" z Marszałkowskiej
czy z pałacu Buckingham, czyli osobami, które mają ziemię, dostają do
niej setki euro, a z rolnictwem nie mają nic wspólnego. Z drugiej,
system ma zachęcić rolników do lepszej ochrony przyrody.
Według Polski ten pomysł doprowadzi do kolejnych obciążeń
biurokratycznych. - Kto to jest aktywny rolnik? Tego Dess nie określił.
Czy ten, który rano wstanie, wydoi krowy, skosi kawałek trawy, to rolnik
aktywny? W mojej ocenie to tylko rolnik poprawny. Nie ma potrzeby
wprowadzać nowej definicji, bo płatności należą się wszystkim rolnikom
spełniającym określone zasady - mówi Sawicki. Aby dostać dopłaty,
rolnicy muszą wypełnić blisko 100 reguł, m.in. dotyczących ochrony
środowiska. Jeśli tego nie zrobią, dostaną mniejsze płatności.
Raport Dessa nie jest prawnym dokumentem, Komisja Europejska nie
musi też przyjmować jego rozwiązań. Jednak musi się z nim liczyć, bo
jest wyrazem intencji europarlamentu. KE przedstawi jesienią własną
propozycję WPR na lata 2014-20.
- Dess wyskoczył kilka
kroków przed szereg. Próbował zaproponować rozwiązania, których nie dała
jeszcze Komisja. W takim raporcie trzeba iść do przodu małymi
kroczkami, a poseł zrobił wielkie - uważa Siekierski
Na razie minister Marek Sawicki wysłał dramatyczny list do polskich europosłów, by raportu nie popierali, bo zagraża on polskiemu rolnictwu.
Skąd się wzięła WPR
Wspólną Politykę Rolną wymyślono po II wojnie światowej. Miała
zapewnić krajom europejskim samowystarczalność żywieniową i
bezpieczeństwo na wypadek kolejnej wojny. Chodziło o likwidację kartek
na żywność, uniezależnienie Europy od importu żywności i spadek jej cen,
przy jednoczesnym zapewnieniu rolnikom odpowiedniego poziomu życia.
Rolnictwo wspierano skupem i magazynowaniem nadwyżek w latach urodzaju,
dopłatami do eksportu, cłami importowymi itd. W efekcie w krajach
Wspólnoty Europejskiej (poprzedniczki Unii) uporano się z brakiem
żywności, a problemem zaczęła być nadprodukcja. Na początku lat 90.
państwa członkowskie, także pod wpływem WTO, zaczęły ograniczać
produkcję i zmniejszać interwencję na rynkach rolnych. W zamian dano
rolnikom dopłaty do niektórych produktów. Miały być rekompensatą za
zyski, jakie rolnicy stracili na likwidacji gwarancji cenowych. To
jednak nie zlikwidowało problemu nadprodukcji. Kolejne reformy WPR
polegały na wycofywaniu się z dopłat do eksportu żywności i ze skupu
interwencyjnego.
Dwa filary rolnictwa
WPR składa się z dwóch filarów.
* Dopłaty bezpośrednie należą się każdemu rolnikowi, który
spełnia wymagania (m.in. minimalna wielkość gospodarstwa, działania na
rzecz środowiska).
* Wsparcie rozwoju terenów wiejskich
to finansowanie m.in. infrastruktury, modernizacja gospodarstw, wsparcie
dla młodych rolników, działania na rzecz ochrony przyrody i kultury
regionalnej, dopłaty do upraw na trudnych terenach, tworzenie
mikroprzedsiębiorstw itp.
I filar finansuje UE - w latach
2007-13 trafi do niego około 330 mld euro. Do II filaru mogą dokładać
się państwa członkowskie. Częściowo same decydują one, ile dać rolnikom.
I tak w Niemczech ponad 80 proc. pieniędzy to dopłaty bezpośrednie, a
rozwój obszarów wiejskich to mniej niż 20 proc. Na Malcie proporcje są
odwrotne. W Polsce pieniądze dzieli się mniej więcej po równo.
Krystyna Naszkowska, Katarzyna Zachariasz / Wyborcza.biz
|